Historia rodziny
Skąd nasz ród
W gazecie żołyńskiej „Fakty i Realia” w nr 8/99 i nr 22/00 znalazły się dwa artykuły poświęcone braciom Dąbrowskim: Henrykowi i Antoniemu jako tym, którzy w jakiś sposób zapisali się w historii społeczności żołyńskiej. Dzisiejszy artykuł w głównej mierze poświęcony jest Franciszkowi Dąbrowskiemu, głowie rodziny. Po nim to potomkowie linii męskiej odziedziczyli wrażliwość na piękno i zdolności artystyczne.
Zanim jednak Franciszek Dąbrowski znalazł się w Żołyni i tutaj założył rodzinę , koleje jego losu były dość niezwykłe.
Urodził się w wiosce Wesoła k. brzozowa w 1881 r. jako jeden z trojga dzieci Walentego i Antoniny. Na owe czasy była to wieś biedna, położona w pagórkowatym terenie, na którym mieszkańcy uprawiali swoje poletka, żyjąc głównie z rolnictwa.
Najstarszemu z rodzeństwa Franciszkowi przypadło w obowiązku pasienie krowy, co czynił bardzo chętnie. Tam bowiem na pastwisku, z dala od wszystkiego, mógł zająć się spokojnie tym, co najbardziej lubił i co sprawiało mu radość. Było to wydobywanie z kawałka drewna lipowego kształtów różnych zwierząt, ptaków, które często obserwował. Jedynym narzędziem służącym do tego celu był kozik, który otrzymał od swojego dziadka. W każdą zaś niedzielę pozostawał dłużej po mszy w wiejskim kościółku, aby napatrzyć się świątką i je na swój sposób rzeźbić. Przyuważył go proboszcz i zainteresował się tym co chłopiec po nabożeństwie robi. Poszedł więc do niego i odkrył całą prawdę. Dowiedziawszy się od chłopca, że ma on całą kolekcję rzeźbionych zwierzątek i świątków, odwiedził dom jego rodziców, aby przy okazji obejrzeć te skarby, z którymi chłopiec ukrywał się nawet przed rodzicami. Ksiądz zaskoczony był tym co zobaczył i postanowił pomóc samorodnemu talentowi. Gdy Franciszek ukończył wiejską szkołę, proboszcz, po uzyskaniu zgody rodziców chłopca, zawiózł go z całym jego „artystycznym” dorobkiem do Krakowa i oddał pod opiekę księżom zakonnym, którzy obiecali zaopiekować się nimi zapewnić mu wykształcenie zgodne z jego talentem i zamiłowaniem. Tak więc Franciszek znalazł się w prywatnej szkole rzemiosła artystycznego, noszącej wówczas nazwę Kunstlerische Handwerksschule, mieszczącej się przy ulicy Zwierzynieckiej . (W tych czasach Galicja należała do zaboru austriackiego).
W szkole tej zapoznał się od podstaw z materiałoznawstwem, rysunkiem, stylami stosowanymi w sztuce sakralnej, z przyrządzaniem farb, technika malarstwa, złocenia, z projektowaniem oraz anatomią człowieka z uwzględnieniem głównie proporcji w budowie ciała. Po ukończeniu nauk, ponieważ nie wykazywał skłonności do stanu duchownego, zaopatrzony w dobre świadectwo i rekomendacje, wyjechał do Lwowa, gdzie został zatrudniony w znanej pracowni rzeźbiarstwa artystycznego, pracowni Majerskiego. W tym właśnie czasie wykonywano tam główny ołtarz dla kościoła parafialnego w Żołyni. Zatrudniony przy nim Franciszek zajęty był głównie pracami związanymi z rzeźbą i m.in. wykonał trzy figury Trójcy Świętej. Po ukończeniu ołtarza został wysłany do Żołyni, aby na miejscu dokonać montażu całości. W ten sposób Franciszek Dąbrowski znalazł się w Żołyni, w miejscu swojego przeznaczenia.
W czasie trwania prac przy ustawianiu ołtarza, pewnego dnia zobaczył młoda pannę, wyróżniającą się urodą i strojami innymi od tych, jakie nosiły w tym czasie dziewczęta wiejskie. Była to Karolina Kowalska, która niedawno wróciła z Ameryki, gdzie w Chicago, mieszkając u jednej z dwóch swoich zamężnych sióstr, pracowała przez 6 lat w fabryce cukierków i czekolad. Franciszek zauroczony urodą panny, nie zwlekając złożył wizytę jej rodzinie i po krótkiej znajomości oświadczył się, został przyjęty i w 1906 r. odbył się ich ślub. Mieszkając w domu rodziców Karoliny rozpoczęli budowę własnego domu, przeznaczając na to wspólne oszczędności. Był to drewniany, parterowy dom, z podcieniami na frontowej ścianie, podpartymi czterema kolumienkami. Wybudowano go w tym właśnie miejscu, gdzie obecnie stoi kamienica Dąbrowskich. Do domu wprowadzono się dopiero w 1912 r., bowiem w pierwszej kolejności zostało wykończone pomieszczenie przeznaczone na pracownię. Niestety, nie było dane długo cieszyć się rodzinnie własnym domem. Spłonął razem z innymi budynkami w czasie pożaru wznieconego w 1915 r. przez cofające się wojska rosyjskie. Żona z czworgiem dzieci została bez dachu nad głową. Niestety, ojca przy tym nie było, gdyż w 1913 r. został powołany do wojska austriackiego, a po wybuchu I wojny światowej skierowany na front. Żona wraz z dziećmi, w ramach pomocy rodzinom żołnierzy poszkodowanych w czasie działań wojennych, została przetransportowana do Choszczyny w Czechach i ulokowana w przygotowanych dla uchodźców barkach. Mieli tam zapewnioną opiekę lekarską, wyżywienie oraz zaopatrzenie w potrzebną odzież.
Po ustabilizowaniu się sytuacji na froncie powrócili do Polski, aby zamieszkać znowu w domku pod strzechą przy ulicy Smolarskiej.
Tymczasem ojciec rodziny w czasie działań wojennych dostał się do niewoli rosyjskiej i wraz z innymi jeńcami został wywieziony na Sybir. Droga Franciszka Dąbrowskiego w tych 9 latach niewoli wiodła przez Tiumeń, Tobolsk, Omsk, Tomsk i Irkuck, skąd w 1922 r. powrócił do Polski, do żony dzieci. Niezwłocznie przystąpił do budowy nowego domu na zgliszczach starego. Za rok rodzina Dąbrowskich powiększyła się tym razem o córkę, której ojciec dał imię Donata, co w języku łacińskim znaczy „przyniesiona w darze”. Do nowego domu jeszcze całkiem niewykończonego, wprowadzili się w 1927 r. Firma Franciszka Dąbrowskiego zaczęła się powoli rozwijać. W czasach kiedy funkcjonowała na pełnych obrotach, zajmowała cały parter oraz trzy obiekty wolno stojące na terenie za kamienicą.
Na parterze mieściły się:
- tzw. kancelaria, która poza przyjmowaniem interesantów służyła do opracowania całościowych projektów do zamówień, a także rozpracowania ich na poszczególne elementy, będące podstawa do podjęcia prac warsztatowych. Znajdował się tutaj również pokaźny zbiór literatury fachowej, a w prawej części kancelarii, na dużym segmencie zgromadzone były różnego rodzaju modele, gipsowe odlewy anatomicznych części ciała itp., służące jako wzorce prawidłowej budowy ciała i właściwych proporcji pomiędzy jego częściami.
- pracownia główna (roboty w drzewie), wyposażona była w 6 warsztatów, tokarkę, zestaw wszystkich narzędzi potrzebnych do prac stolarskich i rzeźbiarskich, kuchenkę i stanowisko do ostrzenia pił, dłut itp. w godzinach wieczornych oświetlenie pracowni stanowiły lampy żarowe.
Do wolno stojących obiektów należały:
- parterowy drewniany budynek, posiadający 6 dużych okien, celem zapewnienia dobrego oświetlenia. Był on przeznaczony wyłącznie do prac pozłotniczych. Wyposażeniem było kilka szeregów długich stołów, na których układano elementy ołtarza przeznaczone do złocenia. Z uwagi na rodzaj pracy w tym pomieszczeniu wymagana była szczególna czystość – żadnych pyłków, żadnych prochów i przeciągów.
- wysoki drewniany barak przeznaczony do próbnego montażu elementów ołtarza, jeszcze w stanie surowym.
- ważnym również ogniwem w całym cyklu produkcyjnym była przewiewna szopa. Służyła ona do leżakowania przez odpowiednio długi okres czasu materiału, używanego w przyszłości wyrobów. Od odpowiedniego składowania i prawidłowego procesu suszenia zależała jakość oddanej roboty, a tym samym renoma firmy.
Przeciętnie firma Franciszka Dąbrowskiego zatrudniała poza 3 synami 2 stolarzy oraz okresowo w zależności od ilości i rodzaju zamówień 2 złotników sprowadzanych z Przemyśla i Lwowa. Bywało też, że w firmie Franciszka Dąbrowskiego odbywał szkolenie w zawodzie stolarza 1 uczeń.
W pracowni wykonywano również, poza robotami przeznaczonymi do wyposażeń kościołów, meble stylowe, a także na szczególne zamówienia meble – antyki, do wykonania których stosowano techniki i materiały odpowiednie do czasów, z jakich miały pochodzić. Przeważnie były to uzupełnienia kompletów mebli pałacowych. (Takie pojedyncze meble wykonano do pałacu Lubomirskich i zamku Potockich w Łańcucie). Wszystkie projekty opracowywał Franciszek Dąbrowski sam, natomiast te, które dotyczyły wyposażeń kościołów musiały być dodatkowo zatwierdzone przez architekta przy Kurii Biskupiej w Przemyślu.
Czasy przed II wojna światową - to czasy kapitalizmu. Firma, podobnie jak dziś, aby mogła egzystować, musiała sama dbać o własne interesy i o klientów. W tej sytuacji Franciszek Dąbrowski prowadząc firmę, sam dla siebie musiał być menedżerem, dbać o reklamę i dobrą renomę, czym m.in. była solidna, rzetelnie i terminowo wykonana robota. Nie czekał na klientów, ale sam ich szukał. W tym celu zazwyczaj raz w roku, w porze zimowej odwiedzał parafie, które wcześniej powiadamiał pisemnie o swojej wizycie i jej celu. Podczas takich spotkań prezentował fotografie wykonanych robót, przedstawiał opinie o ich wykonaniu oraz nowe projekty do wyboru. Zbierał też ewentualne zamówienia i zawierał umowy. Na taką okoliczność miał przygotowane różne prezenty od firmy, jak np. płaskorzeźby głów Chrystusa, Marii, Mickiewicza, Słowackiego, krucyfiksy wykonane z cennych gatunków drzew oraz kości słoniowej z rzeźbą Chrystusa, rzeźbione ramki, oprawione rogi jelenia, służące jako wieszaki na odzież, a czasem artystycznie wykonane klatki dla kanarków i inne drobiazgi.
Z czterech synów z trzech poszło w ślady ojca, uzyskując pełne kwalifikacje do wykonywania zawodu rzeźbiarza. Jednak z ojcem do końca współpracował tylko najmłodszy z nich Henryk. Najwcześniej od zawodu odszedł Antoni, wybierając inną drogę życia i Zdzisław, który wyjechał na Śląsk i tam się usamodzielnił. Najstarszy zaś syn Łucjan nie wykazywał zainteresowań do rzemiosła. Rodzice wysłali go do gimnazjum do Lwowa.
On również po ojcu odziedziczył zdolności artystyczne. Mając kilkanaście lat już szkicował ołówkiem różne obrazki z natury najpierw ołówkiem, później piórkiem i tuszem. Z tego okresu zachowała się jedna rycia wykonana w lipcu 1925 r., a przedstawiająca fragment wschodniej ściany żołyńskiego rynku po pożarze w 1915 r. Z okresu późniejszego zachowało się kilka jego malowideł olejem i akwarelami. Są one w posiadaniu Lecha Dąbrowskiego, syna Henryka.
Łucjan pisał również wiersze o różnej tematyce. Opisywał w nich uroki przyrody, a także upamiętniał wydarzenia związane z przemianami politycznymi i gospodarczymi, w które obfitowały czasy po II wojnie światowej. Wiersze te odczytywał przy różnych okazjach, w czasie spotkań towarzyskich, a także na wieczorkach w sanatoriach, w których przebywał na leczeniu prawie każdego roku, bowiem stan jego zdrowia stale się pogarszał. Niestety pokaźny zbiór tych wierszy zaginął po jego śmierci, w czasie likwidacji mieszkania w domu nauczycielskim w Rakszawie, gdzie pracował w Szkole Włókienniczej w charakterze nauczyciela.
Łucjan zmarł 28 grudnia 1989 roku.
W oparciu o opowiadania Rodziców napisała
córka Donata Dąbrowska – Pouch
Kraków, sierpień 2002 r.